Trasa Ciechocinek – Kruszwica 08 2022 (plik .gpx)
Jak otwierać plik .gpx w Google Maps
Nieplanowana, sierpniowa, niedzielna rowerowa wycieczka po Kujawach, oddech po killku długich dniach pracy. Kruszwica, mój pierwszy, samotny dłuższy wyjazd rowerowy kilka lat temu. Do dziś pamiętam tę obawę – czy dam radę zrobić te ok. 100 km? Ciekawe, czy kilka lat później mój odbiór trasy i miasta będzie podobny? Jadę przez pola nakreślone kolorami dojrzałego lata. Po jasnozielonej, żywej, budzącej do życia wiośnie i pierwszej, też jeszcze świeżej części lata, przyszła pora na to dojrzałe, sierpniowe. Kujawski krajobraz zdominowały złoto-brązowe prostokąty rżysk i połacie rudo-szarej gleby po wykopkach, poprzecinane ciemnozielonymi liniami drzew i krzaków. Rolnicy zebrali już to, co było do zebrania. Minęły tylko 2 miesiące od wyjazdu na Kaszuby. Cały tamten wyjazd okraszony był wesołym, wszędobylskim śpiewem słowików zawieszonych nad polami. Dziś już nie śpiewają – wyraźnie czuję tę pustkę, jest trochę nostalgicznie. Ptasie melodie wrócą w przyszłym roku. Czuję odwieczną cykliczność natury i przemijanie. Znam te widoki prawie na pamięć. Jak więc naskrobać coś ciekawego? Sięgam po pomoc do Bobkowskiego. XX-wieczny mistrz polskiej prozy pomaga i onieśmiela zarazem. Co on naszkicowałby z takiego wyjazdu?
Seroczki. Schowany gdzieś z boku dworek w ruinie, za to w parku z dającym cień i trochę ochłody pod starodrzewiem. Miejsce na chwilę relaksu i łyk wody. Od ostatniego razu pojawiła się tu żółta, jakby tymczasowa brama.
Pani spacerująca z wnuczką patrzy na mnie podejrzliwie i sepleniąc zadaje pytania, trochę irytujące. Nie przedstawiła się, ale chce wiedzieć co tu robię i dlaczego fotografuję. Po przełamaniu nieufności tłumaczy, że ktoś kupił pałacyk i teraz to teren prywatny, więc nie powinienem tu wchodzić. Jednak furtka była otwarta na oścież, nie było też żadnej informacji, że to teren prywatny, więc skąd niby miałem wiedzieć? Z rozmowy wynika, że nie jest związana z nowym właścicielem ani nawet go nie zna. Ale jakoś czuje się w mocy pilnować terenu dworku. Swoją głęboką społeczną nieufność potwierdza mówiąc z przekonaniem, że właściciel powinien rozpocząć od wymiany ogrodzenia i zamknięcia bramy. Smutne.
Ścieżka rowerowa w Zakrzewie zawstydza samorządowców Ciechocinka. Tzn. powinna, bo jestem przekonany, że tak nie jest. Projekt, nawierzchnia, wykonanie, oznaczenie i ogarnięcie ciechocińskich ścieżek wskazują, że urzędnik za nie odpowiadający ani nie jeździ rowerem, ani nie jest zainteresowany efektami swojej pracy. Zakrzewo, kilkusetosobowa wioska rowerową jakością bije nas niestety na głowę ?.
Szkoła i kościół w Sędzinie. Widać, że oba miejsca mają świetnego gospodarza. Cieszą oczy swoim wykochaniem. Soczysta zieleń równego, mięsistego trawnika kościelnego parku, cień gęstych, dojrzałych drzew, drewniana bryła świątyni – wyglądają zapraszająco, szczególnie w sierpniowy, słoneczny dzień.
Jadę dalej, kolorowy rząd kwiatów – nieczęsty tego wyjazdu motyw fotograficzny.
Niespodziewanie odkrywam w nim oazę bujnego owadziego życia. Z miejsca przychodzi na myśl aforyzm Sztautyngera: „Rzekła lilia do motyla, nikt nie patrzy, niech pan zapyla” Oto Pan Motyl Bielinek Kapustnik. Przyleciał na ucztę. Starannie się usadawia, rozwija długą trąbkę, z lubością zanurza ją w kielichu. Chwilę szuka raju dla zmysłów. Oczami wyobraźni widzę, jak robi to z zamkniętymi oczami. Znalazł. Znieruchomiał i pije, pije bezwstydnie czerpiąc rozkosz z każdej kropli słodkiego nektaru. Udaje mi się złapać tę lubieżną mikroscenę w kadr, zanim nie odleciał nasycony.
Przez pola, łąki i lasy docieram do Kruszwicy. Kąpiel w Gople ma dać orzeźwienie. Na brzegu spoglądam na wodę – z pewnością ani woda ani dno nie wyglądają zachęcająco.
Waham się, czy popływać. Jadę dalej w poszukiwaniu plaży i piaszczystego dna. Mam. Fajna plaża, pomost, piasek. Tu jednak dowiaduję się, że kilka dni temu w wodzie wykryto bakterie coli i jest zakaz kąpieli. Więc z orzeźwienia w wodzie nici. Pozostaje chwila relaksu na plaży w cieniu drzew.
Żołądek zaczyna przypominać o swoich prawach. Nie chcę jeść w okolicach wieży Popiela, w letni weekend to miejsce spędu. Mapy gugla nie pokazują wielu propozycji. Objeżdżam więc centrum Kruszwicy w poszukiwaniu czegoś kameralnego i sympatycznego. Pomimo lata i sąsiedztwa Gopła, miasto wygląda smutno i przygnębiająco.
Wizerunek Kruszwicy uosabia sklep na betonowym rynku: Cenowy raj – nieważne co oferuje i jakiej jakości, najistotniejsze, że jest tanio.
Nagle na mostku dla pieszych i rowerów widzę niezbyt wysokich lotów, za to prawdziwie kumpelski tekst o Pryszczolu. Nie wiedzieć czemu wywołuje to wspomnienia ze szkoły i śmiech.
Nie znalazłem nic przekonującego, więc skierowałem się w sąsiedztwo Wieży Popiela – turystycznej atrakcji Kruszwicy. Jej otoczenie to festiwal nieokiełznanych reklam i kakofoni dźwięków: muzyki przeróżnej, ale z pewnością lekkiej, nawoływania sprzedawców barów, ryku silników motocyklowych i rozmów. Jednym słowem i jak widzę po frekwencji: popularne miejsce na letnie, niedzielne, spokojne, rodzinne popołudnie. Beztroska gawiedź tłumnie pociesza własne trzewia. Prym wiodą lody, dalej zapiekanki, hamburgery, wata cukrowa, szejki, frytki, papierosy. Jasno widać, że warzywa czy owoce to z pewnością królowie weekendowej diety.
Kolejna obserwacja, spora część miłośników kulinarnych przybytków sąsiedztwa Wieży Popiela spacerów w dowolnym wyścigu lekkoatletycznym przegrałaby wyraźnie, nierzadko, jak mawiają chyba koniarze, o dwie długości, z własnym brzuchem. Podsumowując Kruszwicę. Z turystycznego i estetycznego punktu widzenia – wiem, jest to przykre dla mieszkańców – nie polecam. Wg mnie atrakcyjne są tylko półwysep, na którym stoi wieża i całkiem długa przyjeziorna promenada.
Duża część miasta jest jednak zaniedbana i zaśmiecona reklamami.
Popołudnie płynie, głód zaspokojony, pora wracać. Odwiedzam drewniany kościół w Pieraniach. Ładny, z zewnętrzną dzwonnicą.
Doinwestowany kwotą co najmniej 15 mln zł, co wiem ze starszych tabliczek o dotacjach, te nowsze już takiej informacji nie mają. Kwota niebagatelna jak na taki niewielki obiekt. Z wielu wyjazdów wiem, że kościoły są bardzo szczodrze obdarowywane dotacjami przez rządzących. Tych 15 mln jakoś tutaj nie widzę. Owszem, kościół jest zadbany, gont na dachu w dobrym stanie. Ale że to 15 mln + kwoty nieujawnione ?. Do tego dochodzi cel dotacji: wsparcie dla zabytków naszego województwa. Skoro to publiczne pieniądze, kiedy i jak mogę zwiedzić kościół?
Przykry widok spotkał mnie na tyłach zadbanej, przykościelnej plebanii z figurką miłosiernego Jezusa od frontu.
Z tej dotacyjnej fortuny nie skapnęło nic na kojce dla czworonożnych mieszkańców plebani. Pomimo swojego dojrzałego wieku żyją na co dzień przywiązane ciężkim łańcuchem.
W końcówce wyjazdu natknąłem się na „perełkę” małej architektury. Szczerze mówiąc, podobnych u nas na Kujawach jest niestety całkiem sporo. Zadziwiające, jak właściciel tego przybytku niewielkimi środkami wyrazu przekazał lokalną interpretację estetycznego eklektyzmu.
Na koniec przytrafiły się płaskie jak naleśnik cumulusy. Nigdy takich nie widziałem.
To byłoby na tyle z tego wyjazdu.
Galeria wycieczki