Żuławy, Nowy Dwór Gdański, Elbląg (06 2023, 78 km)
15/07/2023Portugalia, Lizbona cz. I, pieszo (04 2023)
25/12/2023Jesienią po Kujawach, Płowce, Radziejów solo 11 2023(11 2023, 95 km)
Ziemia nawiedzona
Nieuchronnie zbliża się kolejny raz ta faza roku, kiedy liście już opadną i nastanie szaro-buro. W listopadowy weekend zapałałem chęcią pomieszaną z pogodowymi wątpliwościami złapać ostatnie dni złocisto-czerwonej jesieni. Jak na przykładnego męża przystało, posłuchałem żony. Wg niej miała być taka świetna pogoda; bezwietrznie, słonecznie i całkiem ciepło. W sobotę wieczorem zapadła więc szybka decyzja, że nazajutrz rano ruszam pod Płowce i do Radziejowa. Wieczorny rzut oka na prognozę wzbudził co prawda moje wątpliwości, ale niepodważalny małżeński autorytet słusznie zwyciężył.
Pobudka 6:30, pakowanie, śniadanie i w drogę. Wyjście na zewnątrz pokazało, że trochę wieje oraz jest wilgotno i mgliście. Przypomniała mi się wycieczka do Radziejowa w podobnych warunkach z 2018 r. Ale wtedy żona o pogodzie się nie wypowiedziała, więc tym razem to po prostu tylko kwestia poranka.
Pierwsze kilometry to jazda przyozdobionymi ulicami i drogami z okazji Nawiedzenia kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Na wjeździe do Raciążka widzę parę w wieku ok. 65 lat, która pieczołowicie przyozdabia swoje obejście. Wiele trudu sobie zadano, aby cała, wielokilometrowa trasa przejazdu wywarła wrażenie na artystycznym sobowtórze oryginału obrazu.
Już po powrocie z wycieczki obserwowałem głośny przejazd kopii obrazu: policyjne i strażackie auta na sygnale, obraz na honorowym miejscu na przednim siedzeniu. Duże tempo kawalkady było prawdopodobnie podyktowane obawą, że nawiedzający obraz zwróci zbytnią uwagę na kompletne pustki wzdłuż trasy przejazdu – przynajmniej koło nas, w al. 700-lecia. Być może owieczki zmyliła informacja, że to kopia, a ostrzyły sobie apetyt na oryginał?
To nie pierwsza moja refleksja podczas wycieczek, że ciągle mamy tu na Kujawach, szczególnie na wioskach, głęboko, bezrefleksyjnie zakorzenione religijne rytuały, nawet te, które dla niezaangażowanych mogą wyglądać na farsę. Robotę w tej materii zrobiła konsekwentnie, przez wiele lat wpajana idea kultu maryjnego przez prymasa Wyszyńskiego, który całkiem dobrze się trzyma ponad 40-lat po śmierci kardynała.
Jakkolwiek widać pierwsze, nieśmiałe jeszcze przebłyski odwilży. Na przystanku, obok anonsu o przejeździe kopii zawieszono informacje o rodzinnym festynie w Konecku, na którym organizowane są się całkiem fajne, ciekawe i użyteczne aktywności: m.in. warsztaty z pierwszej pomocy, edukacja ekologiczna, biegi dla dzieci czy mobilna strefa zdrowia.
Jesienny surrealizm
Poranne mgła i wiatr nie chciały ustąpić i trzymały mnie mocno w swoich objęciach – aura nie podporządkowała się zapowiedziom żony. Wszechobecne, rozległe pola uprawne w taką pogodę tworzyły całkiem surrealistyczny klimat, dość odległy od wiosennej świeżości i witalności.
Polska nie-A
Kryzysu budowlanego na wsiach nie widać. Być może kończone są inwestycje rozpoczęte przed wzrostem inflacji. Młodsze pokolenie buduje zdecydowanie inaczej niż tradycyjne chałupinki lub domy wielopokoleniowe: w przeważającej części domy są na jedną rodzinę, z dużymi oknami, parterowe.
Niestety jeszcze wiele obejść jest w odpychającym stanie, jakby ciągle trwały czasy Pawlaka i Kargula. I nie chodzi tu o brak środków, jeszcze bardziej uderzający jest bajzel i brud wokół domów. Niestety, nawet sobowtór obrazu nie przeoczy, że tereny wiejskie Kujaw to z pewnością nie tzw. Polska A.
Zastanawia mnie, skąd pod strzechą - niegdyś w chłopstwie, a dziś u rolników - taki epokowy upór, takie długie tkwienie w estetycznym i organizacyjnym ruskim mirze, pomimo, że świat wokół nich pięknieje i się organizuje. Jestem przekonany, że odpowiedzi należy szukać w głęboko zakorzenionym, tradycyjnym, konserwatywnym, fasadowym, obrzędowym, bezkrytycznym i czołobitnym katolicyzmie.
Dla przeciwwagi można spotkać obejścia, które są niestety w zdecydowanej mniejszości: czyste i zadbane, pomimo że widać, że właściciele nie zainwestowali w nie milionów. Nieśmiało zaczęły się też pojawiać pierwsze włości bez kargulowych płotów i sam ten fakt powoduje, że dom z zielenią wokół wygląda na bardziej uśmiechnięty i zadowolony.
Niezmienna pogoda nie poprawiała nastroju, tym bardziej, że na niemal 100-kilometrowym dzisiejszym odcinku nie zastałem ani jednego miejsca, gdzie rowerzysta może usiąść i schronić się przed deszczem. Przed Radziejowem wiatr się jeszcze wzmógł i wiał niemal prosto w twarz, co wydatnie obniżyło moją prędkość jazdy. Postój na herbatę przy pomniku pod Płowcami oraz lektura historii umownego zwycięstwa Władysława Łokietka chwilowo pomogły. Donoszę, że rozpoczęła się budowa muzeum bitwy – tak domniemam na podstawie kształtu i wielkości budynku.
Radziejów
Ruszam do Radziejowa, a zimny wiatr wypędza wspomnienia z wczorajszej przejażdżki. Morsowanie pomaga przezwyciężyć jesienne trudy, a przynajmniej tak siebie przekonuję.
Sam Radziejów, malowniczo położony na wzgórzach, ciężko zaliczyć do perełek turystycznych czy silnych ośrodków gospodarczych. Miasto utknęło gdzieś w latach 90-tych ubiegłego stulecia. Małe, zaniedbane domy, brudne elewacje, przestrzeń zaśmiecona chaotycznymi reklamami – to ogólny obraz. W niedzielne południe nie ma nawet otwartej kawiarni, o której myślałem od wielu kilometrów. Poza rydzykowymi Żabkami i stacją paliw czynne są 2 jedynie lokale: pizzeria i kebab. Zmarznięty korzystam z jadłodajni na rynku i po ogrzaniu się, ruszam w drogę powrotną.
Promyki współczesności
Z całego jesiennego dosłownie i w przenośni obrazu Kujaw przebijają się słonecznie 2 domeny. Pierwsza to szkoły i ich tereny. Niemal wszystkie są wyposażone w nowoczesne obiekty sportowe, sale gimnastyczne, a do tego mają zadbane swoje tereny. Tu zespół szkół im. W Łokietka, w tym liceum w Radziejowie, oprócz wspomnianej infrastruktury posiada również szkolne obserwatorium astronomiczne.
Pogoda się poprawiła, wiatr nie zmienił kierunku, słońce nieśmiało prześwituje przez chmury. Wracam patrząc na zapadające w zimowy sen pola, lasy, lokalne miejscowości i zagrody. Gdzieś przez drogę przemyka stadko saren.
Co ciekawe lokalne, niewielkie, kujawskie drogi gremialnie zameldowały się w bieżacym stuleciu. Większość ma świetną, równiutką nawierzchnię, pozyskiwanie dotacji całkiem dobrze wychodzi lokalnym władzom. Na tle województwa dolnośląskiego, a miałem ostatnio okazję kilka razy tam jeździć pipiduwami – wypadamy o niebo lepiej. Brakuje tylko białych linii: środkowej lub skrajnych bądź słupków w skrajniach – jazda wilgotnymi, jesiennymi wieczorami lub szarówką nie jest największą przyjemnością w życiu.
Napotykam na 2 pierwiosnki mechanizacji wsi we współczesnym duchu – mini-auta, w tym jedno trójkołowe. Gdzieś jednak XXI w. wdziera się pod kujawskie strzechy.
Powoli zbliżam się do Ciechocinka i kończę prawdopodobnie ostatnią w tym roku dłuższą wycieczkę.